2020

Krwawa Mery / performans dokamerowy fotografia

Oddycham. Powietrze wypuszczam przez rurkę, umieszczoną w kieliszku, w płynie tworzą się bąbelki, jak podczas niewinnej dziecięcej zabawy. Dmucham, aż do utraty tchu – bąble zaczynają wychodzić poza krawędź kieliszka, pączkować, rozrastać się jakby były żywym organizmem. Jak komórki, które się dzielą. Czerwony płyn w kieliszku to moja krew miesięczna. Performerka – Krwawa Mery ubrana w cekiny i makijaż jest trochę groteskowa, trochę elegancka, a trochę kiczowata, ubrana od pasa w górę. Kiedy dmuchałam przez rurkę czułam słodki, lekko mdlący zapach krwi, zapach surowego mięsa; coś, co mimo cekinowego kostiumu łączyło mnie z naturalną, organiczną materią. Materią, z której przez chwilę próbowałam zadrwić, traktując ją jako coś lekkiego, ale może właśnie to zestawienie elegancji i lekkości z fizjologią jest właśnie najciekawsze? Wydzielina i wydychane powietrze stanowią swojego rodzaju „odpady” – to, co wychodzi z ciała zużyte i już niepotrzebne, oczyszczające. Na fotografii bąble w kieliszku wyglądają jak pestki granatu – błyszczące i pociągające, jak ta pestka przez którą Persefona skazała się na zejście do Hadesu. Krwawa Mary to nazwa drinka, ale tytuł ten nawiązuje również do mojego imienia – znajomi często zwracają się do mnie Mary. „Krwawa Mary” brzmi też jak pseudonim jakiejś postaci historycznej pokroju Carycy Katarzyny czy Lady Makbet – kobiety, która nie zawaha się przed niczym. Wideo jest zapętlone, wdech i wydech, cykl przepływu trwa w nieskończoność.